wtorek, 31 lipca 2012

Montpellier

Hiszpania już, nie Francja, choc nadal otaczają mnie sami Francuzi. Costa Brava pełna jest galijskich przybyszów. Pierwsze potyczki z hiszpańskim oczywiście już za mną. Każda moja próba porozumienia się w tym języki kończy się niezrozumiałym hiszpańsko-francuskim bełkotem, który w akcie rezygnacji przechodzi w angielski. Hola, to ja, nie jestem nawet w stanie poprawnie zakupic tutejszego Croque Monsieur. Frustrujące. Na dodatek nie wiem czy mówią do mnie po kastylijsku, czy już po katalońsku. Prasa hiszpańska też średnio jest czytelna. Aiaiai. Que pena!

Moja praca au-pairska spełzła na ubraniu dzieci rano i babysittingach, co pozostawia mi masę czasu wolnego w ciągu dnia. Kąpię się więc w słońcu. Potem wchłaniam błękit absolutnie błękitnego nieba, które jest nieskazitelne - czyste i bezchmurne. Czasem dla odmiany zapatrze się na błękit kafelkowo-basenowy, tudzież ten morski, najprawdziwiej śródziemny. Z piasku przeżucę się na leżak czy odwrotnie. Obserwuję sobie ludzi. Matki Francuzki, ze swoimi małymi dziecmi, których mogłyby byc babciami /prawie/. Ray-banyna nosach hotelowych gości w koszulkach polo Ralph Lauren /obowiązkowo/. Snują się, dobrze usytuowani, smukli, zadbani, pomiędzy basenem, restauracją, a polem golfowym. Trochę zmęczeni, troche znudzeni. Ja nadal wchłaniam promienie UV. Mrużę jedno oko, mrużę drugie. To się nazywa ładowanie baterii. Po ostatnim tygodniu, który pod względem pracy był koszmarny. I na następny miesiąc z Małymi. W między czasie namiętnie wczytuję się w przewodnik po Barcelonie i planuję moją wyprawę. Niestety nie spędzę tam tygodnia, jak było to planowane. Mam dwa dni, jedną noc i dużo rzeczy do zobaczenia. Będzie bardzo intensywnie, bardzo upalnie, bardzo bardzo bardzo. Bardzo już bym chciała do tej Barcelony. 

Tymczasem pozostawiam wam garśc zdjęc z Montpellier, gdzie nocowaliśmy w drodze do Hiszpanii. Jestem zakochana po kokardy w tym mieście, pomimo, że spędziłam tam tylko jeden wieczór! Zalane słońcem aleje i masa zacienionych, krętych uliczek. Parki na wzgórzach, pełne platanów. Pełno młodych ludzi i gwarno. Na razie tylko musnęłam to miasto, ale już teraz wiem, że muszę tam wrócic, na dłużej! Może nawet na dłuższe dłużej. 




Zdjęcia nie oddają odpowiednio klimatu tego miasta. Wybaczcie, ale jeżdżenie mini pociągiem /co z braku czasu było nieodzowne/ nie sprzyja, więc musicie mi uwieżyc na słowo - Montpellier jest cudne!

4 komentarze:

lewandowska pisze...

a wlasnie mam jedna oferte pracy jako au-pair na rok, w Montpellier :)

isubisou pisze...

jeśli warunki są w porządku to bierz! :) Montpellier Cię nie rozczaruje :)

Aga Kaczmarek pisze...

Lubię takie kamienice jak z Twojego zdjęcia. Lekko trącone czasem, niezwykle luksusowe.. :)

Alesa pisze...

śliczne zdjęcia ! Ja niestety nie dotarłam do M. bo mam kontuzję :( A mieszkam jeszcze kilka dni Nimes. Pozytywny blog. Zgłębię się w lekturę . Pozdrawiam :) Była au-pair